Do
Uniejowa jechałem z założeniem sprawdzenia czy z moją formą jest
słabo (złamanie 36:00), czy tragicznie (złamanie 37:00). Od 4
września miałem w sumie same problemy i przerwy. Przetrenowanie –
tydzień wolny – zawalony start w Parkrun Łódź – tydzień
wolny – fajnie poszło w Kleszczowie i Szwecji – zatrucie i
tydzień wolny – Mistrzostwa Polski w Rawie – przemęczenie i
tydzień wolny – przeprowadzka – ogarnianie chaty i tydzień wpół
wolny – tydzień przed Uniejowem, więc luzowanie (nie wiem z czego
:D ) i ostatecznie nadszedł wielki dzień...
Zero
stresu, totalny luz, czułem się bardziej jak na wycieczce szkolnej,
dzięki transportowi busem zapewnionemu przez łódzki SklepBiegacza, niż jak na ważnych zawodach. A ważne były, jakby nie
patrzeć – przedostatni bieg zaliczany do Pucharu Marszałka –
ostatnie momenty by odrobić straty z wiosennych, nieudanych startów.