czwartek, 12 stycznia 2017

PODSUMOWANIE ROKU 2016

      Na początek może trochę statystyk:

      Starty - 59

      Zwycięstwa open - 9
      Miejsca 2 open - 9
      Miejsca 3 open - 5

      Zwycięstwa w kategorii wiekowej - 4
      Miejsca 2 w kategorii wiekowej - 3
      Miejsca 3 w kategorii wiekowej - 1

      Wygrana kategoria bankowców - 1 😀
      Nagroda najmłodszego uczestnika - 1 😀



      3 miejsce w kategorii Łodzian - 1 ❤

      Łącznie zgromadzonych 16 pucharów 😀

      Łącznie przebiegnięte - 2210 km
      Łącznie przepłynięte - 128 km
      Łącznie przejechane rowerem - 1959 km + 18,5 h stacjonarnie

      Rok 2016 był dla mnie pod wieloma względami przełomowy i prawdopodobnie decydujący w kwestii mojej przyszłości sportowej. Po półtora roku biegania samemu i startowania prawie wyłącznie w maratonach, pod koniec 2015 dołączyłem do klubu Akademia Biegacza i to tam, tuż przed końcem roku odkryłem, że aby szybko biegać, wcale nie wystarczy... biegać! Pod okiem trenera Mariusza Kotelnickiego poznałem ogrom różnorodnych jednostek i ćwiczeń i śmiało mogę powiedzieć, że właśnie on spowodował, że raz na zawsze przestałem biegać… a zacząłem trenować!

      A skoro treningi to wiadomo – również starty. Rok 2016 był dla mnie pierwszym pełnym sezonem. Rozpoczynałem go stojąc na szczycie świata! 5 dni przed końcem roku na łódzkim Parkrunie uzyskałem czas 16:58 – teraz nic już nie mogło mnie powstrzymać… Celem był Łódzki Maraton w 2:38...

STYCZEŃ – 4 starty

      3.01 – Pierwszy start w nowym roku – City Trail. Zgubiły mnie mróz, pewność siebie i brak doświadczenia. Nie wiem w jakiej kolejności. Moja praktycznie pierwsza konfrontacja z czołówką regionu, a ja wystartowałem na solo… Po 2,5 km już poznałem swoje miejsce w szeregu, odpadając od czołowej grupy, a niedużo przed metą wyprzedziło mnie jeszcze dwóch kolegów klubowych. Zimny prysznic i lekcja pokory na nowy rok! :D

      13.01 – Bieg Wolności, Praia, Republika Zielonego Przylądka, 15 km – porządny i mądry trening między startami pozwolił mi pomimo afrykańskiego upału i wyjątkowo pagórkowatej trasy wykręcić kosmiczny jak na mnie czas 54:08. Po blamażu sprzed tygodnia w pamięci nie pozostał już nawet ślad. Jako jedyny biały spośród około 150-ciu uczestników potraktowałem 14 miejsce jako duży sukces i uwierzyłem, że City Trail był tylko wpadką.



      30.01 – Parkrun Łódź i zebrane baty od Maurycego. Czas 18:01 nie zachwycał, ale z trenowaniem w Afryce pod koniec pobytu bywało różnie, więc stwierdziłem, że szybko wrócę do siebie. O jak ja się myliłem!

      30.01 – godzina 18:00 – nie jestem w stanie poruszać nogą, 20:00 – w ogóle nie jestem w stanie się poruszać, cała noc nieprzespana, przerywana wyciem z bólu. Rano do szpitala, cały dzień czekania. RTG, USG, noc w szpitalu. Rano diagnoza – 6 tygodni chodzenia o kulach, potem rehabilitacja… Całe NFZ…

LUTY – 3 starty

      3.02 – poznaję Roberta Nowickiego. Do gabinetu przychodzę o kulach, a wychodzę o własnych siłach! Z 6 tygodni robią się 2… Ale o bieganiu nie ma mowy…

      Ćwiczenia, ćwiczenia, ćwiczenia… Nigdy bym nie pomyślał, jaką radość po dwóch tygodniach sprawi bieganie 4 minut na 2 minutowych przerwach marszu…. W międzyczasie podjąłem decyzję o rezygnacji z maratonu…

      20.02 – Parkrun Łódź – 18:38 – 21 dni – 37 sekund w plecy

      28.02 – Bieg Tropem Wilczym w Kielcach, 10 km - pierwszy raz w życiu widzę 35 z przodu – 35:53. Niby fajnie, ale jak pomyślę o tym jakie miałem plany, to aż się odechciewa wszystkiego.



MARZEC – 7 startów

      Ciąg dalszy próby powrotu do siebie i sinusoida – okresy ciężkiego treningu, celem nadrobienia straconego czasu przerywane okresami odpuszczania, gdy organizm już nie dawał rady. Cóż, najlepiej człowiek uczy się na własnych błędach…

      15.03 – Indoor Triathlon Holmes Place – pierwszy w życiu start w konkurencji wielodyscyplinowej. 500 m pływania, 20 km roweru stacjonarnego i 5 km biegu na bieżni elektrycznej. 55:39 min. Miejsce… PIERWSZE!


      Okazało się, że te sporty wielodyscyplinowe to całkiem ciężka rzecz… Zniszczyłem się totalnie i miesiąc zajęło mi dojście do siebie (oczywiście nie odpuściłem na ten czas startów, przecież jestem mądrzejszy niż wszyscy dookoła :D ).

KWIECIEŃ – 6 startów

      10.04 - kolejny raz poprawiam życiówkę na dychę. Ponadto po raz pierwszy w tak dużym biegu (1300 osób) jestem tak wysoko (8 miejsce open i 1 w kategorii m20)

      17.04 - czarny dzień. Do 32-ego kilometra maratonu udaje mi się utrzymać tempo 4:30 (jestem zającem na 3:10), jednak dokładnie na moim osiedlu - Retkinii - odcina mnie, a wraz ze mną całą moją grupę. Do mety doczołguję się w 3:37 😀

      23.04 - w przeciągu niespełna 4h zaliczam... 3 starty! Bieg na Stawach Jana kończę na 3., a Bieg Olimpijczyka na 2. miejscu.

      30.04 - kosmos! Po fatalnym maratonie odradzam się z popiołów i w Toruniu poprawiam życiówkę o prawie minutę! 34:46



Maj - 9 startów

      9 startów, w tym 6 na 5 km. Zaczynam lubić ten dystans. Potwierdzam to świetnym wynikiem na LCJ Run - czas 16:28 daje mi 5 miejsce open, 3 wśród Łodzian i 1 w kategorii "bankowców"! Tydzień później wygrywam open bieg zaliczany do cyklu Grand Prix Łodzi w biegach przełajowych! 


      Zostaję również medalistą Akademickich Mistrzost Województwa Łódzkiego w... skoku wzwyż 😀 W maju mam też okazję wystartować "u siebie". Bieg na 5 km po Retkinii kończę na drugim miejscu. Dzień wcześniej ledwo dobiegam do mety biegu Pietryną. Robię to za wszelką cenę, poruszając się slalomem i przez własną głupotę nabawiam się kontuzji łydki.

Czerwiec - 7 startów

      Czerwiec to miesiąc dwóch projektów, którymi po raz kolejny w tym roku masakruję mój organizm. Najpierw Puchar Gór Świętokrzyskich - 3-etapowy bieg - 6, 10 i 44 km. Ultra ostatniego dnia bardzo boli. Po 34 kilometrach, biegnąc jako lider klasyfikacji generalnej w czołowej grupie zostaję odcięty od prądu. Kończę spacerem. 


      Dwa tygodnie później przychodzi pora na #3days3states3halfs. W 3 kolejne dni w trzech różnych województwach biegnę 3 półmaratony. Kazdy kolejny boli bardziej. Problemy z łydką znikają, pojawia się natomiast problem z Achillesem. Będzie dawał o sobie znać jeszcze na początku grudnia...

Lipiec - 6 startów

      Nie mogę biegać więc znajduję sobie coś w zamian - maratony pływackie. Podoba mi się bardzo, choć Przeprawy przez Jeziorsko omal nie przypłacam życiem... 😀 Poznaję sporo triathlonistów i dzięki temu dowiaduję się o sierpniowym Duathlonie w Ojszczywilku.


      Po 9 miesiącach przerwy przepraszam się z rowerem i zaczynam przygotowania. W ich ramach pewnej soboty wybieram się rowerem do Skierniewic. Łącznie wychodzi 140 km + wygrany Parkrun.

Sierpień - 2 starty

      Podejmuję ostateczną decyzję - w 2017 wchodzę w triathlon. Rozpoczynam pracę nad pływaniem (od mniej niż zera) pod okiem największego specjalisty w regionie - Ludwika Sikorskiego. W międzyczasie wygrywam mój debiutancki duathlon.


      Treningi pływackie bardzo szybko przynoszą rezultaty - podczas Otwartego Treningu Triathlonowego w Pabianicach płynę szybko jak nigdy i wychodzę z wody jako... drugi! 😀

Wrzesień - 6 startów

      Miesiąc zaczynam od sztafety triathlonowej. Co prawda ja standardowo odpowiadam za bieg, ale poczucie atmosfery imprezy triathlonowej to coś wyjątkowego! Podoba mi się na tyle, że wybieram się jeszcze w roli kibica na Triathlon Stryków. Tam też jest mega! 


      Nadchodzi mój docelowy start jesieni - Kleszczów na 5. Jadę na niego załamany moją formą jednak mocno zaskakuję sam siebie - wykręcam 16:45 😮 Dzień później wygrywam Biegowy Potop w Szwecji, a jeszcze tydzień później zostaję doszczętnie zmasakrowany przez zawodowców na Mistrzostwach Polski w Duathlonie. To bodziec do jeszcze cięższej pracy, jednak zaczynam od tygodniowej przerwy, bo kolejny raz w tym roku organizm odmawia posłuszeństwa...

Październik - 3 starty

      Na początek - wyprowadzam się na swoje! Powoli zaczyna ewoluować Triathlonowa melina. 😀 Biegowo znów musze odpuszczać, natomiast zaczynam dużo jeździć rowerem i jeszcze więcej pływam. Kolejny raz zaskakuję sam siebie w Uniejowie, poprawiając życiówkę na dychę o... 1 sekundę! (34:45)


      Potem nadchodzi kolejny wygrany Duathlon (NonIron Dobra). Miesiąc kończę słabym wynikiem w 56. Biegu Ulicami Sieradza.

Listopad - 5 startów

      Głównym wydarzeniem listopada był Weekend Niepodległości. Najpierw w Poznaniu odpuściłem po 4 km przez problemy żołądkowe, potem Parkrun w Pabianicach jako rozruch i na koniec ostatnie podejście do 10 km w tym roku - Bieg Niepodległości w Kielcach. Zakończył się on dla mnie najlepiej jak mógł - 3 miejsce open ma tak dużym biegu to coś, co nie zdażyło mi się nigdy wcześniej!


      Wystartowałem też Bełchatowską Piętnastkę i... również musiałem odpuścić przez problemy żołądkowe. Organizm wyraźnie miał mnie dość i zaczął się buntować... Mimo wszystko w Bełchatowie zapewniłem sobie zwycięstwo w kategorii wiekowej Pucharu Marszałka Województwa Łódzkiego. No i pod koniec miesiąca po wielkich bólach udało mi się wprowadzić do treningów ćwiczenia siłowe. Zacząłem trenować 12 razy tygodniowo - 2 razy dziennie. Pojawiła się rutyna treningowa! <3

Grudzień - 1 start

      Trening, trening, trening. I zaczęło to przynosić efekty! Rower coraz lepszy, pływanie mocno do przodu, bieganie i siła też! Coraz mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że połączenie dwóch mądrych trenerskich głów - Ludwika Sikorskiego i Mariusza Kotelnickiego (a zarazem dwóch klubów - CelIronMan oraz AkademiaBiegacza.pl) to była bardzo dobra decyzja, która w przyszłym roku zaowocuje! 


      A start wyszedł całkiem fajnie - na charytatywnym biegu Jestem Mikołajem załapałem się na ostatnią statuetkę w tym roku - wygrałem kategorię wiekową 19-100 lat! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobał się wpis? Zostaw komentarz! Nie podobał się? I tak zostaw! Dziękuję! :D