poniedziałek, 6 czerwca 2016

Jak pobiec, by dobiec?

  Witajcie! Wielkimi krokami zbliża się lato, na zewnątrz robi się coraz cieplej, a co za tym idzie, również biegi odbywają się w coraz trudniejszych warunkach. Niesprzyjająca aura i z pozoru niewielkie błędy na trasie potrafią zniweczyć plany nawet wyśmienitych i doświadczonych zawodników (kto pamięta występ Marcina Chabowskiego w maratonie na ostatnich Mistrzostwach Europy?), nie mówiąc już o nas – amatorach. Analizując moje ostatnie starty wyciągnąłem jednak kilka wniosków, które pomogą nam wszystkim każdy bieg kończyć w dobrym zdrowiu i humorze! Zapraszam! :)


  Każdy kto czytał moją relację z Biegu Ulicą Piotrkowską wie, jak bardzo go położyłem, mało komu natomiast chwaliłem się udziałem w Akademickich Mistrzostwach Polski w lekkiej atletyce w biegu na 3000 metrów. Zupełnie przez przypadek start ten przebiegłem dużo mądrzej (nie mylić z lepiej :D ), co zaowocowało takimi oto przemyśleniami:

      1. Zacznij bieg spokojnie! Przyspieszyć zdążysz jeszcze nie raz, natomiast jeśli będziesz musiał zwolnić tuż przed metą, to na pewno nie będzie Ci do śmiechu. Jeśli zastosujesz się do tej rady, prawdopodobnie ze zdziwieniem (i satysfakcją) stwierdzisz, że im bliżej mety, tym więcej harcowników zaczniesz wyprzedzać. Najlepszy biegowy cytat jaki słyszałem (co prawda odnosi się do biegów ultra, ale ma przełożenie na wszelkie inne), to: „Najważniejsze to zacząć bieg wolno, a potem zwolnić już jeszcze tylko odrobinę”. Pamiętaj o tym!

      - Pietryna – pierwszy kilometr w 3:16 – podpaliłem się widząc pędzące dookoła tłumy i skończyło się tak jak się skończyło – ugotowałem się, a w połowie dystansu kompletnie mnie odcięło...
      - AMP – pierwszy kilometr w 3:36 – miał to być start tylko na zaliczenie, gdyż na mojej uczelni brakowało chętnych do udziału w tej imprezie. Motywacja i chęć do walki – zerowe (co widać na zdjęciu ze startu :D ). Wystartowałem w ostatniej serii, mając za cel jedynie nieukończenie jej na ostatniej pozycji. Upał był jeszcze gorszy, niż tydzień wcześniej na Pietrynie. Wolny start bardzo się opłacił – czułem się z każdym krokiem coraz lepiej, trzymając się ostatniej grupki (na 1000 metrów do mety znajdowałem się na trzeciej od końca pozycji)...



      2. Dbaj o nawodnienie przed biegiem, ale również w jego trakcie. Zabranie ze sobą butelki z wodą na trasę nie wyrządzi Ci wielkiej krzywdy, jeśli chodzi o czas, a na pewno pomoże w sytuacji kryzysowej. Popijaj przy każdej okazji, nawet gdy jeszcze nie chce Ci się pić. Organizm to nie komputer i nie da Ci natychmiastowego sygnału o odwodnieniu, więc jeśli po napój sięgniesz dopiero, gdy poczujesz pragnienie, (albo co gorsza 2 kilometry dalej, bo tak jest ustawiony punkt) prawdopodobnie będzie już za późno.

      - Pietryna – Pustynię w gardle miałem już na starcie. Nie przygotowałem się kompletnie na taką ewentualność – woda została w aucie, a ja musiałem dobiec 5 km do punktu z wodą nie mogąc już nawet przełykać śliny. Gdy złapałem kubek z płynem, było już zdecydowanie za późno na jakikolwiek ratunek.
      - AMP – Piłem dużo przez cały dzień, piłem tuż przed startem, piłem też tuż po. Cały bieg nie zrobił na mnie większego wrażenia – w sumie po chwili mogłem biec jeszcze raz. Okej, 3000 metrów to dużo mniej, niż dycha, więc może to jest powód dobrego samopoczucia? To jeszcze mały flashback:


      - Corrida de Liberdade, Praia, Republika Zielonego Przylądka – Przy afrykańskich upałach można powiedzieć, że na Pietrynie było chłodno. 15 km i 34 stopnie w cieniu... Na szczęście na starcie miałem okazję się napić (jakiś pan akurat podlewał trawniki wężem ogrodowym i się ze mną podzielił :D ), a potem przez cały bieg co 3 kilometry stał punkt z BUTELKAMI z wodą. Za każdym razem brałem napój na zapas i nie zabrakło mi go ani przez chwilę. Efekt? Bieg ukończony bez najmniejszych problemów. :)


      3. Słuchaj sygnałów, które wysyła Ci organizm! Na jednym biegu świat się nie kończy, nie bój się zwolnić, jeśłi czujesz, że to nie jest Twój dzień. Zapewniam Cię, że najdalej za tydzień gdzieś w okolicy będzie kolejny bieg na tym samym dystansie, a Ty jeśli trenowałeś odpowiednio, a dziś odpuścisz, będziesz mógł zmierzyć się ze swoim celem po raz kolejny. Jeśli natomiast będziesz działał na siłę, to...

      - Pietryna – co się ze mną działo po drodze każdy wie. Nie odpuściłem i dobiegłem do mety „na maksa”. Co mi to dało? Stan zapalny mięśnia płaszczkowatego łydki i zakaz biegania przez tydzień! Depresja gratis. :P


      - AMP – Poza brakiem motywacji i chęci do walki problemem była właśnie dodatkowo ta nieszczęsna łydka (tydzień jeszcze nie minął :D ). Brałem nawet pod uwagę możliwość zejścia z trasy, bo momentami w dniu startu od rana było naprawdę kiepsko. Uważałem na siebie od samego początku i... po 2000 metrów, zmotywowany dodatkowo okrzykiem Beaty uświadomiłem sobie, że ból zupełnie ustał! Organizm dał zielone światło do ataku, a ja z niego skorzystałem. Na ostatnich 2,5 okrążenia wyprzedziłem wszystkich, którzy nie zastosowali się do rady numer 1, i serię ukończyłem na 3-cim miejscu. Czas słabiutki (jakościowo bardzo zbliżony do wyniku z Pietryny), ale zadowolenie po biegu oraz przede wszystkim stan fizyczny 100 razy lepszy!


      Na tą chwilę myślę, że to takie trzy najważniejsze punkty, choć na pewno jest o wiele więcej rzeczy, na które powinniśmy zwrócić uwagę planując start w ekstremalnych warunkach. Niby oczywiste, a jednak nie raz w pogoni za życiówkami zdarza nam się o tym zapominać! Jeśli pominąłem coś ważnego, to proszę o komentarze, a się poprawię.
      Pamiętajcie, że bieganie ma być przede wszystkim frajdą, a to co jest najważniejsze to zdrowie! Życzę więc dużo zdrowia i rozsądku, a tymczasem... Do zobaczenia na trasie! :)

Zdjęcia: Spieszsiepowoli.pl

1 komentarz:

Podobał się wpis? Zostaw komentarz! Nie podobał się? I tak zostaw! Dziękuję! :D