środa, 1 kwietnia 2015

Droga do Madrytu - BPS, tydzień 4

      Z drobnym opóźnieniem, ale nadeszła wreszcie pora na podsumowanie czwartego tygodnia przygotowań do madryckiego maratonu. Skoro minął czwarty, oznacza to, że jest już bliżej niż dalej, co, nie ukrywam, przyjmuję ze sporą ulgą.
      W Aveiro nastał czas wichur. Nie są to jednak takie wichury jak w Polsce, czegoś takiego nigdy jeszcze nie widziałem. Połamane drzewa, poprzewracane latarnie... A biegać trzeba.
      Poniedziałkowy trening częściowo załapał się jeszcze na zwykłą wichurę. Miałem przebiec 10 km tempem 3:50-3:55 min/km. Pierwsze 5 km całkiem miło i przyjemnie wyszło na 3:53 min/km. Wtedy to, nagle się zaczęło. Momentalnie musiałem więcej uwagi poświęcać na utrzymanie się na drodze niż na utrzymanie tempa. Podmuchy wiatru, nie dość że piekielnie silne, to jeszcze we wszystkie możliwe strony. Jedynie 100-metrowa prosta na 1300-metrowej rundzie była z wiatrem, przeciwległa z kolei, mimo wszelkich starań, prawie nie pozwalała biec. Wiatr był tak silny, że tempo spadało momentami PONIŻEJ 5 MIN/KM! :O Na domiar złego wiatr wywiewał mi prosto w oczy jakieś pyłki z portu, czułem się dosłownie, jakbym biegł przez burzę piaskową!


      Stwierdziłem, że mimo wszystko jakoś muszę dobiec. Ostatni kilometr wyszedł w 4:16 (szybciej biegłem już w maratonie), a całość o jakieś 1,5 min za wolno. Tłumaczę sobie to jednak, że skoro teraz użeram się z takim wiatrem, a w Madrycie go nie będzie, to plus dla mnie - będzie dużo łatwiej. Ponadto trening biegłem do końca mocno (choć po czasach tego nie widać), więc również tu zyskałem bo wykonywałem zaplanowaną na ten dzień pracę o półtorej minuty dłużej niż powinienem! W końcu to musi zaowocować!
      Wracając truchtem do domu co jakiś czas się zatrzymywałem bo po prostu nie byłem w stanie się poruszać.
      Nagranie "wiatru" niestety kompletnie nie oddaje rzeczywistości, ale możecie zerknąć w jakiej okolicy trenuję:


      Wtorkowy trening to jak zwykle bieg regeneracyny 15-20 km tempem 4:45-5:00 min/km. Drugi raz z rzędu przeoczyłem, że należało zrobić przebieżki! :\ No trudno... najwyraźniej tak miało być. Biegło się całkiem ok, mimo trwającego huraganu. Byłem już mądrzejszy i tak dobrałem trasę, by była jak najbardziej osłonięta. Powiedziałbym nawet, że było za dobrze - 19 km przebiegłem tempem 4:45 min/km.
      Środa to długa walka z sobą o wyjście na trening. Gdy udało mi się ją wygrać, było już pewne, że nie zdążę wrócić przed zmrokiem. 6x1000m to jeden z moich ulubionych (ze względu, że najszybciej mija :D ) treningów. Na bocznym wietrze udało mi się biegać za każdym razem nieco szybszym tempem niż założone - między 3:21, a 3:29.
      Czwartkowy początek był wyjątkowo ciężki - tempo dochodziło do 6 min/km. Po kilku kilometrach jednak zrobiło się lepiej i całość 16 kilometrów przebiegłem tempem 5:13 min/km - w dolnej części widełek, ale jednak! ;)
      Piątek to znów nieuzasadnione mega samopoczucie - 20,5 km tempem 4:45 min/km bez wiekszego wysiłku, plus 3 przebieżki po drodze. Gdyby to była sobota - okej, ale w piątek nie musiałem biec aż tak szybko.
      Na drugi dzień okazało się, że miałem rację. Sobotnie wybieganie od początku było dość ciężkie. Mimo, że huragan minął i teraz był tylko wichurą, to czułem, że coś jest nie tak. Pobiegłem rundę w drugą stronę myśląc, że przechytrzę w ten sposób wiatr, jadnak wyszedłem na tym jak Zabłocki na mydle. Nim się obejrzałem na liczniku było już 26 km (dużo wolniej niż w zeszłym tygodniu - 5:01 min/km) i trzeba było zacząć finałowe przyspieszenie. Wiatr okazał się tego dnia zbyt mocnym przeciwnikiem i zamiast ostatnie 9 km przebiec tempem 4:00 min/km, zrobiłem to o 7 sekund na kilometr wolniej. Niby wciąż w widełkach, ale nie było mi do śmiechu...
      Jedyny plus, jaki wyłapałem tego dnia, to fakt, że dystans 35 km nie robi już na mnie żadnego wrażenia. Oznacza to chyba, że jeśli chodzi o wytrzymałość to jestem na dobrej drodze. Teraz prawdziwym wyzwaniem są końcowe przyspieszenia, na szczęście jednak zostały już tylko 2 - 12 km w tą sobotę i 15 km za tydzień.
      Niedziela była ciężka. Biegło się niby ok, ale między treningami zasnąłem na dłuuuugo, a potem byłem kompletnie nieprzytomny.
      Organizm już się przystosował do biegania takich dystansów, więc fizycznie ten plan przestaje sprawiać trudności. Jeśli chodzi o psychikę to naprawdę musi być ona bardzo mocna. Nie pamiętam już jak to jest mieć ochotę na bieganie. Dzień w dzień po prostu mi się nie chce i najchętniej zostałbym w łóżku i przeleżał cały dzień. Nie mam już jednak wyboru, kości zostały rzucone, mimo niechęci wychodzę z domu i robię to co do mnie należy.
      Przygody z wiatrem i kolejny raz przeoczenie wtorkowych przebieżek prawdopodobnie wpłynęłyby negatywnie na moją samoocenę w tym tygodniu, jednak pisząc ten post trochę później i wiedząc jak potoczyły się kolejne dni, mogę zdradzić, że mam już pewność, że wszystko idzie zgodnie z planem.
      Ledwie w niedziele, gdy zobaczyłem czasy ludzi startujących w Pabianickim Półmaratonie (wiem, że większość jarła się w tym czasie warszawskim, jednak ja, ze względu na start mojego partnera z ekipy Ultra "Geniusze" Biegania, który wykręcił świetną życiówkę 1:17:57(!!!), bardziej zainteresowany byłem lokalną połówką), pierwszy raz zwątpiłem w moje możliwości. "Przecież oni biegają tak szybko, ja tak nie umiem!". Ledwie w poniedziałek na rozgrzewce ból biodra był tak ogromny, że aż musiałem się zatrzymać. Ledwie zdążyłem zacząć myśleć jak mam dalej trenować w przypadku nie wykonania poniedziałkowego treningu... gdy okazało się, że bez żadnej przesady był mój najbardziej udany trening w życiu i wszelkie wątpliwości natychmiast minęły! Czuję moc! :D
      Na konkrety zapraszam już w niedzielę a tym czasem chcę zakończyć szczerymi gratulacjami dla Janka, za przekozacki czas. Wykonujemy świetną robotę i wiem, że oboje jesteśmy na odpowiedniej drodze - drodze do Madrytu i połamania tych legendarnych 2:48:46! :D

PODSUMOWANIE:
ŁĄCZNY DYSTANS - 151,28 KM
ŁĄCZNY CZAS - 12H 43MIN 15SEC
SPALONE KALORIE (WARTOŚĆ SZACOWANA) - 10135KCAL

Zapraszam do przeczytania relacji z pozostałych tygodni przygotowań:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobał się wpis? Zostaw komentarz! Nie podobał się? I tak zostaw! Dziękuję! :D